Pierwszego dnia ferii udaliśmy się z wizytą do łódzkiego kina Silver Screen.

 

Pierwszego dnia ferii udaliśmy się z wizytą do łódzkiego kina Silver Screen. Chcieliśmy na własne oczy zobaczyć film, który otrzymał 9 nominacj do Oscara. Oczywiście był to "Avatar" w reżyserii Jamesa Camerona.

Trzy godziny spędzone w kinie upłynęły prawie niezauważalnie. Na pewno największą zaletą tego filmu jest wykreowany świat. Tego nie da się opisać, trzeba po prostu zobaczyć. Całość jest magiczna i tworzy świetny baśniowy klimat. Trójwymiar tylko potęguje wrażenie bycia na Pandorze. Nie ma żadnych wyskakujących z ekranu stworów i przedmiotów, nikomu podczas oglądania nic się nie stało ( jak straszono w środkach masowego przekazu).  Jeśli chodzi o efekty specjalne, to w Avatarze są już naprawdę bliskie doskonałości.  Pod względem technicznym, jest to bez wątpienia film przełomowy. Momentami trudno odróżnić to, co stworzył komputer, od tego co istnieje naprawdę. Zdjęcia  są rewelacyjne Największe wrażenie robią ujęcia podczas lotów na Ikranach i podczas końcowej bitwy, szczególnie najazdy kamery z góry. Fabuła jest prosta.  Jake Sully, niepełnosprawny eks-marine, przybywa na planetę Pandorę, by w sztucznie wyhodowanym ciele tubylca zbadać humanoidalny lud Na'vi. Stawką w grze stanowią ogromne złoża bezcennego kruszcu unobtanium, nad którymi położona jest wioska plemienia. Jeżeli konflikt interesów nie zostanie rozwiązany w sposób "dyplomatyczny", za trzy miesiące do akcji wejdą siły wojskowe ludzi i usuną tubylców przemocą. Nietrudno się domyślić, po której stronie opowie się sam Sully, gdy w końcu wybije godzina zero. Nie ulegajmy jednak pozorom. W końcu tak naprawdę nie liczy się historia, ale sposób, w jaki została opowiedziana.Film zawiera poza tym nieskomplikowane przesłanie ekologiczne oraz wyraźną aluzję do obecnej polityki zagranicznej USA. Warto być obejrzeć ten film. Czas nie był stracony.

gallery1 gallery1 gallery1
gallery1 gallery1 gallery1