W dniu 15 kwietnia wyjechałam z mężem i przyjaciółmi do Warszawy. Nasza podróż rozpoczęła się już o godz. 2-giej w nocy. Po spokojnej podróży dojechaliśmy na miejsce o 4:30. Pod Pałac Prezydencki przybyliśmy jeszcze o zmroku . Widok niezliczonej ilości palących się zniczy potęgował wrażenie powagi i zadumy.
Wiązanki z szarfą, na której uczniowie i nauczyciele naszej szkoły złożyli podpisy, przekazałam harcerzowi, a on umieścił ją na możliwym wolnym miejscu. Poprosiłam go o jej sfotografowanie.
Po chwili modlitwy podałam również kilka zniczy do ustawienia na placu.
Nie mogliśmy zbyt długo tak stać, ponieważ czekała nas wielogodzinna kolejka do Pałacu Prezydenckiego. Jej koniec znajdował się przy skrzyżowaniu ulic Senatorskiej i Krakowskiego Przedmieścia ( ok. 100 metrów od Kolumny Zygmunta). Była godz. 4:50. Stojąc w tej kolejce, musieliśmy obejść Kolumnę Zygmunta, aby powrócić w stronę Pałacu Prezydenckiego.
Atmosfera panująca wśród ludzi była różnorodna. Jedni modlili się odmawiając różaniec, inni stali
w skupieniu, ktoś dyskutował o tragedii. Wśród stojących obserwowałam rodziców z dziećmi w wózkach, młodzież szkolną, ludzi dorosłych i osoby starsze. Zdumiewające było to, że nie słychać było narzekań na niedogodności wynikające z wielogodzinnego stania. Do tego poranek przywitał nas dość niską temperaturą i wiatrem.
Witryny niektórych sklepów oraz skwerki stały się miejscem pamięci o tych, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem.
Ku naszemu zdumieniu rząd oczekujących dość żwawo posuwał się do przodu i niebawem znaleźliśmy się w miejscu, w którym żołnierze i harcerze tworzyli z nas 30-osobowe grupy, przepuszczane co jakiś czas.
Idąc dalej, natknęliśmy się na miejsce postoju telewizyjnych wozów transmisyjnych, jak również obserwowaliśmy dziennikarzy przeprowadzających wywiady.
Im bliżej Pałacu Prezydenckiego, tym bardziej nastrój wśród ludzi stawał się poważny i pełen zadumy. Żołnierze kierujący porządkiem ustawiali nas najpierw dwójkami, by po przekroczeniu bramy wejściowej iść już tylko „gęsiego”. Mijany po drodze plac tuż przed Pałacem Prezydenckim usłany był tysiącem palących się zniczy. Krzątali się tam harcerze ustawiając nowe znicze i sprzątając wypalone.
Kiedy znaleźliśmy się na wewnętrznym placu za bramą odurzył nas oszałamiający zapach kwiatów ukaadanych przez harcerki.
Przed głównym wejściem do Pałacu stała warta Żołnierzy różnych formacji.
Przekroczenie progu Pałacu Prezydenckiego wykluczało robienie dalszych zdjęć.
W atmosferze powagi i zadumy kroczyliśmy powoli poprzez kolejne sale, napotykając po drodze na cztery trumny pracowników Kancelarii Prezydenta, lecących również w tym samolocie. Następnie skierowano nas schodami na górę, gdzie znajdowała się Sala Kolumnowa z trumnami Pary Prezydenckiej. Ze względu na dużą ilość ludzi zezwolono nam jedynie na krótkie przyklęknięcie przy obu trumnach. Był to moment ciskający za gardło, którego nie zapomnimy do końca życia. Opuszczając Pałac Prezydencki uzmysłowiliśmy sobie, że mieliśmy bardzo dużo szczęścia, bo całkowity czas naszego oczekiwania wyniósł niecałe 5 godzin, a nie 9 czy 12, jak podawano w mediach. Ostatnim gestem, jaki mogliśmy zrobić, było wpisanie się do księgi kondolencyjnej. W sali,w której znajdowało się 6 ksiąg kondolencyjnych i do której czekało się jedynie parę minut, zezwolono mi na zrobienie zdjęcia mężowi.
Po wyjściu z budynku ogarnęło nas poczucie ulgi i radości. Zdaliśmy sobie z tego sprawę, że to, co widzieliśmy wcześniej w telewizji, stało się również i naszym udziałem. Udaliśmy się w drogę powrotną do domu.
Dnia 18 kwietnia dyrektor szkoły pan Roman Kałczak z delegacją osób z biura poselskiego pana Piotra Polaka pojechał do Krakowa na uroczystości pogrzebowej Pary Prezydenckiej.
Beata Balcerzak